facebook

niedziela, 13 stycznia 2013

Dymiący kubek

Koncert, koncert i po koncercie.

Jestem wykończony. Od noszenia Kurzwiela chyba naciągnąłem sobie coś w szyi. Boli jak skurczybyk. No ale przecież, to nie jest blog o moich dolegliwościach. Klub Alive jest naprawdę sympatycznym miejscem. Klimat jaki tam panuje, jest nieziemski, a tworzą go trzy rzeczy: masa przeróżnej maści bibelotów, miejsce jako takie i przejeżdżające co chwilę nad głową pociągi. Stukot i hałas jaki wydaje taki przejeżdżający pociąg potrafi się nieźle wpasować w granie. Przekonałem się o tym, gdy grając wejście do Monotonii, pociąg przejechał akurat w pauzie. Ciary. Oprócz tego polecam waszej uwadze piwo, które podawane jest w słoikach - co widzicie po prawej stronie. Jest świetne i pachnie miodem.

Sam koncert wyszedł dość dobrze. Zasada jest jedna - zawsze może być lepiej. W każdym razie, nie będę tu opisywał grania. Niech to będzie pisany raport. Wczoraj było takie urwanie głowy, że nawet nie miałem kiedy złapać za kamerę i nagrać jakichś głupot.

Śnieg sypał wczoraj niemiłosiernie, i o ile podczas jazdy do klubu było względnie, o tyle powrót to był koszmar. Wyobraźcie to sobie - odśnieżam Milerowi Astrę. Gdzieś poszedł, więc przejąłem insygnia  odśnieżacza. Zresztą lubię odśnieżać samochód. To takie uspokajające... W każdym razie pozamarzały klamki, więc nie dało się wejść do środka. Szczęśliwie otworzyły się drzwi kierowcy, więc władowaliśmy tam Gabi. Odśnieżam, odśnieżam, a tu Miler paraduje w kierunku Gabi z jakimś dymiącym kubkiem. Pytam się: "Załatwiłeś herbatę?", a pan Milewski chlust! na auto. Rzecz jasna zamki się otworzyły i jazda. Ślisko, zimno i średnio przyjemnie. Ale daliśmy radę - i żyjemy "stety, niestety...".

Już za chwilę zaprosimy Was na nasz kolejny koncert. Oczekujcie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz