Chciałbym zaznać spokoju. W prawdzie dzisiaj szukałem go w organizowaniu pewnej nowej rzeczy spod szyldu "Symbioza", ale w rezultacie bardziej napsuło mi to krwi niżeli miałoby ją ostudzić.
Tak. Powiem to - szykujemy nową rzecz do wydania. Nową dla was - połowicznie. Dla nas jest to coś dawnego, a dla mnie osobiście bardzo sentymentalnego. Nie powiem co to będzie bo dowiedziecie się niebawem. W każdym razie jeszcze w tym tygodniu chciałbym sprosić tu towarzystwo i nagrać co potrzeba, żeby potem znów nie zamartwiać się, że tu jakaś nutka jest zła i olaboga! kiedy to poprawić. Postaramy się to załatwić profesjonalnie - za niemalże jednym zamachem. Lubię takie akcje! Już zacieram ręce!
W ogóle mamy jeszcze trzy niespodzianki. Ale... To niespodzianki.
W tym tygodniu czeka nas masa pracy. Tylko wiecie, pod pojęciem tej masy nie kryje się nic przykrego. A i owszem, praca muzyka do łatwych nie należy, ale nie można powiedzieć, że jest udręką. Bo gdyby była to taki czy inny, któremu granie sprawia mękę, nie mógłby nazywać się muzykiem. Na czym polega trudność tejże pracy? Na skupieniu. Chyba najbardziej właśnie na skupieniu... Tak sądzę... Jak się sypniesz, bo myślisz właśnie o ciepłym obiadku po próbie to już nie wrócisz na ziemię. Tylko ten obiadek. A wszyscy inni dostają piany... Po drugie - odpowiedzialność. Nie tylko za to co się gra, ale także za siebie, a chyba nade wszystko za swój instrument. Instrument jest rzeczą świętą dla każdego z nas. Absolutnie. Więc za przeproszeniem "nie muzycy": gdyby kiedyś korciło was wziąć do ręki czyjąś gitarę, lub dotknąć cokolwiek muzycznego bez pozwolenia właściciela, to miejcie się na baczności. Muzycy są uczuleni na swoje instrumenty... jakkolwiek by to nie brzmiało i to skojarzenie, które może się nasuwać jest chyba trafne (Świnia! Szowinista!... Tak, tak... wiem...). Po trzecie - ileś tam godzin dziennie trzeba, a przynajmniej powinno się poćwiczyć, pograć, pośpiewać. Żeby nie wyjść z wprawy. I tym sposobem cierpimy na bóle palców, stawów, gardeł, ust (w przypadku muzyków dmuchających) i wszystkiego innego.
A czemu to robimy? Czemu cierpimy te katusze?
Bo dzięki temu tak naprawdę żyjemy...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz