5 stron tekstu. Nie da się ukryć - poemat. Myślę, że jestem z niego zadowolony, chociaż ostatnimi czasy kompletnie nie mam weny, czy tam jak to nazwać. Ten tekst jest szczególny w jakiś sposób. Coś podsumowuje, przed czymś przestrzega, trochę mnie rozgrzesza, a trochę przypisuje tych grzeszków. Jest w nim coś z takiej rozprawy na temat tego co by było gdyby świat miał rzeczywiście się skończyć w grudniu. Tylko nie w takim dosłownym znaczeniu. Co by było gdyby nasze życie nagle wywróciło się do góry nogami? Coś by umarło? Nie. Wybuchła by bomba? Nie. Po prostu - jedna rzecz się zmienia i tyle. Reszta pozostaje taka sama. Z tym, że nasze życie - poprzednie - odchodzi w niebyt. Gigantyczny skrót tegoż tekstu. Brzmi dziwnie - rozumiem. Gdy już to opublikuję to chyba podejmę się autoanalizy. Lubię to robić. To sprawia, że lepiej poznaje siebie. Dostrzegam, że to co napisałem jest dla mnie wieloznaczne. Czy jestem poetą? Ni cholery. Czy jestem artystą? Nie wiem... przecież sam tego nie ocenię. Potrafię coś napisać, więc piszę. A to jak ktoś zrozumie to moje pisanie to osobna bajka.
Mam nadzieję, że ci którzy w jakiś sposób się tu dostali i czytają te słowa nie wezmą mnie za napuszonego debila. Wiem, że ludzie trochę tak na to patrzą. Ale pomyślcie - czy opisywanie własnego życia powinno się ograniczać do jakichś głupich zwroteczek z cyklu: "Ja kocham Cie, A ty mnie nie. Więc tak właściwie nie kochamy się."? Przecież to banał. Czy nasze życie zasługuje tylko na taką lakoniczną kołtunerię? Po co robić sobie z niego jaja? Drugiego nie będzie, więc skoro już o nim pisać to dostojnie i głęboko. Cokolwiek inni sobie pomyślą. Niech myślą. W końcu też mają jedno życie, zatem gdy się skończy to już sobie nie pomyślą.
Czy ten post jest w jakimś stopniu nawiązaniem do Dnia Wszystkich Świętych. Nie. Nie lubię tego święta, nie lubię cmentarzy, nie lubię zniczy obok chipsów, nie lubię tłumów na pokaz strojących groby bliskich. Kiedyś zdarzyło mi się napisać, że za życia mówiono na mnie "cham" a po śmierci to już "święty". Czy to przypadkiem tak nie wygląda? "A ten wujek Zenek to był oszust i hochsztapler, ale teraz to już go nie ma... Jaka szkoda." No Boże! Hipokryzja. Nienawidzę hipokryzji.
I co? Miałem o tym nie pisać, a tu... Hipokryzja? Nie... "dygresjonizm".
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz