Dzisiaj czuję się tak:
Jechała sobie kolejka dla dzieci, a ktoś poukładał na plastikowych torach kredki. Kolejka wypada z torów. Tłoki ciągną ją do przodu -"ciuch, ciuch, ciuch...", a ona tylko leży. Ciuch, ciuch... To chyba przed tą pogodę. Walnąłem cappuccino średniej jakości, nastawiłem głośniki na maksimum głośności i wpatruje się w bezmiar białego nieba. Swoją drogą nie lubię gdy niebo ma taki mleczny kolor. Nie wiem jak was, ale mnie cholernie wtedy oślepia światło. Tak jak teraz... trza zmrużyć oczy.
Robienie coś z nowym kawałkiem trochę przyprawia mnie o ból głowy. Mam wrażenie, że jest to jakieś nijakie, ale ma w sobie coś co trzeba wyciągnąć na wierzch. I nie mówię tu bynajmniej o samej kompozycji. Absolutnie! Mój historyk mawiał często, że "zły to ptak co własne gniazdo kale" więc nie będę kalał pracy mojej i Gabrysiowej. Bardziej psy wieszam na sobie, bo nie odpowiada mi brzmienie całości. Ale cóż... jakoś trzeba to przebrnąć i coś wykombinować. Pewnie właściwie brzmienie spadnie na mnie gdzieś z nieba i wtedy się zachłysnę swoją własną (i Gabrysiową) kompozycją, która zabrzmi genialnie. Trochę masło maślane... Ale w końcu jestem artystą, to mam prawo. Mwahahaha... Tak, wiem, że nie mam. To był żart.
Ostatnio Kurzweil przeszedł zmianę oprogramowania i wszystkie moje koncertowe ustawienia szlag trafił. Muszę to robić od nowa. Jednak tym razem mam w głowie trochę inny patent na to. Jak się uda to zabrzmi lepiej.
Już się nie mogę doczekać naszej sobotniej próby. Zresztą nie tylko ja.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz