Ciężki dzień. Ciężki tydzień. Ale wygrałem. Bynajmniej nie walkowerem. Nie pisałem przez jakiś czas z powodu... zresztą, jak już kiedyś tam napisałem tu nie chodzi o systematyczność.
A teraz relaksuje się przy dobrej muzyce. Grupa Kino. Ha i teraz zagwozdka - czy faktycznie mówię o rosyjskiej, fantastycznej Gruppie Kino, czy może o angielskim progresywnym zespole Kino z gitarzystą Johnem Mitchellem na czele. Mówię akurat o tej drugiej opcji. Chociaż pierwszej dzisiaj słuchaliśmy z Milerem, który wpadł mnie odwiedzić. Z próbami krucho. Wszyscy albo pozajmowani - łącznie ze mną - albo chorzy via Gabi. Nie dacie wiary jak ciężko jest zsynchronizować grupę osób na próbę. A potem na próbie...
Utwór niespodzianka się miksuje w moim muzycznym malakserze i przyjmuje ostateczny kształt, z którego jesteśmy zadowoleni. Deadline to przyszły tydzień - na dogranie pozostałych partii. Kiedy się ukaże... a kto to wie? Ale chciałbym żeby nastąpiło to jak najszybciej. Ponoć dobry utwór to taki, w który włożyło się dużo pracy. Ten powinien być zatem majstersztykiem. Ale nie jest, a ja pracuje nad tym, żeby był. I jakoś mi to idzie. Powoli, powoli do przodu.
Zapowiedzieliśmy nasz koncert 24 listopada. Kamień spadł mi z serca, bo mimo tego że lubię inkubować takie rzeczy, to świerzbi mnie żeby coś o tym napisać. Lubie to napięcie przed koncertem. Muszę dopracować swoje solówki. Tak, to oznacza - nauczyć się ich na nowo. Chociaż lubię improwizować i chyba nie idzie mi to najgorzej, to wolę by akurat na tym koncercie był dopieszczone. Będzie on specjalny dla nas i mam nadzieję, że nie tylko dla nas.
Mam ochotę eksperymentować. Idę zatem to robić. Dobranoc.
Utwór niespodzianka się miksuje w moim muzycznym malakserze i przyjmuje ostateczny kształt, z którego jesteśmy zadowoleni. Deadline to przyszły tydzień - na dogranie pozostałych partii. Kiedy się ukaże... a kto to wie? Ale chciałbym żeby nastąpiło to jak najszybciej. Ponoć dobry utwór to taki, w który włożyło się dużo pracy. Ten powinien być zatem majstersztykiem. Ale nie jest, a ja pracuje nad tym, żeby był. I jakoś mi to idzie. Powoli, powoli do przodu.
Zapowiedzieliśmy nasz koncert 24 listopada. Kamień spadł mi z serca, bo mimo tego że lubię inkubować takie rzeczy, to świerzbi mnie żeby coś o tym napisać. Lubie to napięcie przed koncertem. Muszę dopracować swoje solówki. Tak, to oznacza - nauczyć się ich na nowo. Chociaż lubię improwizować i chyba nie idzie mi to najgorzej, to wolę by akurat na tym koncercie był dopieszczone. Będzie on specjalny dla nas i mam nadzieję, że nie tylko dla nas.
Mam ochotę eksperymentować. Idę zatem to robić. Dobranoc.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz