facebook

niedziela, 4 listopada 2012

Muzyka przez duże "M"


Nie miałem ostatnio weny na pisanie na blogu. Ale nie jestem pewien czy w prowadzeniu bloga chodzi o jakąś systematyczność. Zakładam, że jest to raczej niekonieczne więc czuje się rozgrzeszony. 

Po dzisiejszej, wykańczającej próbie, stopy bolą mnie niemiłosiernie. Może jutro zabrać ze sobą kapcie? Wtedy będzie tak rodzinnie, a pięty nie będą mnie tak bolały. To dobry pomysł. Niech każdy przyniesie sobie swój ulubiony znoszony podkoszulek i domowy dresik, kapcie i będziemy sobie grać od rana do nocy.  Jest to jakieś wyjście z sytuacji spartańskiej, jaką są nasze próby. I nasze sesje nagraniowe...

Aczkolwiek sesje nagraniowe odbywają się tu w tak zwanym "studio", a próby tam czyli w tak zwanej "starej siłowni". Różnica pomiędzy tu, a tam jest taka, że tam nie ma ani krzty warunków panujący tu, ale i tak jest dobrze. Uściślając - "tu" jest moim domem i studiem zarazem, a "tam" tylko pomieszczeniem zaadaptowanym na salę prób. Niezłą, mówiąc szczerze. Zdarzało mi się grać w takiej sali (wyjadacze wiedzą o czym będzie mowa) o wdzięcznej nazwie Wysypisko. O Boże drogi, jaki to był syf, mówiąc krótko. Dziś to miejsce chyba już nie istnieje - i dobrze, bo poziom stęchlizny unoszącej się w powietrzu, zagrażał nie tylko instrumentom, ale zdrowiu dusz, które tam grały. Ale było tanio i blisko, to się grało. Dziś mamy lepsze instrumenty, jesteśmy doroślejsi i mamy wielkie wymagania... kto by tam pomyślał o wysypisku? Pf... "Ta nasza młodość..."

Nasze nagrania wyszły całkiem dobrze. Owszem, sporo pracy i czasu trzeba będzie poświęcić na zgranie tego rzępolenia w całość, ale nie będzie to czas stracony. Czuję, że zrobiliśmy jakiś tam procent dobrej roboty. A dlaczego tylko procent? Bo pewne rzeczy trzeba dograć, pewne poprawić. Ale tak jest zawsze i tego się nie da uniknąć. I to ma też swój urok. Gdyby dało nagrać się wszystko za pierwszym razem, to jaki był by z tego efekt? Krystaliczny, a jakże. Ale to nie zawsze jest dobre. Nie zawsze wszystko zagrane idealnie jest dobre. Lepsze są emocje, które niestety w nagraniach jest bardzo trudno uchwycić. Gramy tu sobie w sterylnych warunkach: metronom, herbatka, kawka, wydrukowane teksty, zapisany aranż utworu. Jednym słowem raj - nic nie trzeba robić. A na scenie? A na scenie trzeba się wysilić i wtedy dzieje się Muzyka. W studio też jest muzyka, ale bardziej przemyślana. Na scenie jest muzyka plus emocje, a wtedy to już Muzyka. Owszem, Muzyka bywa frustrująca, ale nie mniej niż muzyka. Jeśli wiecie o czym mówię...

Jutro pobudka o świcie, zatem: dobranoc. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz